Jesienią na scenach warszawskich (fragm.)
Warszawskie teatry w nowym sezonie wystąpiły ze znaczną ilością nowych spektakli - a gdy jeszcze do tego doliczymy kilka premier ze schyłku ubiegłego sezonu,to z wyborem sztuk do recenzowania kłopot nie lada...
Zgodnie z ustalonymi tradycjami do najciekawszych spektakli należą i tym razem sztuki wystawione przez Teatr Dramatyczny - na jego dużej i małej scenie. A więc przede wszystkim znany już w Polsce(prapremiera w Teatrze Wybrzeże w 1960 r. w reżyserii Z.Hubnera)"Nosorożec" - sztuka głośnego na Zachodzie awangardowego dramaturga Eugene Ionesco. Sztuka ta pomyślana jako ostry,frontalny atak na totalizm,jako ostrzeżenie przed stadnym uleganiem wobec nieludzkich tendencji - została przez większość naszych krytyków teatralnych odczytana jako zdecydowany protest przeciwko hitleryzmowi i faszyzmowi. Taki "klucz" do - zrozumienia utworu zdaje się upatrywać również i Wanda Laskowska - reżyser warszawskiego spektaklu - a także jego scenograf Andrzej Sadowski: mieszkańcy spokojnego,francuskiego miasteczka,kandydaci na "nosorożców" w trakcie przeobrażania się z normalnych ludzi w porykujących gruboskórnikow podnoszą ręce na "heil Hitler" - a ich maski,a raczej nosorożcowate głowy przypominają do złudzenia hełmy Wehrmachtu... Ale nie wszyscy tak pojęli sens sztuki. Oto na łamach "Życia Warszawy" tak pisze Władysław Kopaliński: "Nie musi się on koniecznie,jak utrzymują nasi krytycy odnosić do faszyzmu. Pod prosty symbol nosorożny podstawić można dziesiątki spraw,nawet sport,albo samochód. Świderski reprezentować może z powodzeniem ostatniego człowieka,który nie kupił sobie wyjącego radia,albo telewizora" - Czyżby? Oddajmy głos autorowi,który w wywiadzie opublikowanym w programie sztuki twierdzi,że jedyna postać w "Nosorożcu, która nie poddała się "nosorogaciźnie" - Berenger kreowany w naszym spektaklu przez Jana Świderskiego:skupia jednak wszystkie wartości ludzkie. On przeciwstawia się historii, jeżeli cały ten proces nazwiemy historią,czy mitem historycznym. On rozprasza ten mit. Takimi samotnymi jednostkami byli w gruncie rzeczy wszyscy rewolucjoniści...'' -
Spektakl w Teatrze Dramatycznym jest starannie przygotowany pod względem inscenizacyjnym i aktorskim. Świderski może nie stworzył tu takiej kreacji jak np. w "Romulusie Wielkim", ale też jego gra,stonowana pozwala na intymny,ciepły stosunek widza do Berengera - niechlujnego,wahającego się, podpitego,a jakże głęboko ludzkiego na tle galerii innych, układnych i rzekomo porządnych postaci. Poza nim interesującą grę zaprezentowali: gwiazda naszego ekranu Lucyna Winnicka jako Daisy,Wiesław Gołas w roli Jana,który pierwszy "znosorogowaciał" - znany już dobrze ze sceny i z ekranu ("Ogniomistrz Kaleń" - i wreszcie Witold Skaruch, kreujący postać Dudarda intelektualisty,który dla odmiany przeobraził się jako jeden z ostatnich. Dekoracje Andrzeja Sadowskiego jak zwykle umiejętnie wykorzystują głębię sceny poprzez operowanie kilkoma planami i świetną synchronizacją świateł...